Wpis pierwszy.
Jak to wszystko się zaczęło?
Mam na imię Angelika, mam 24 lata i opowiem Ci swoją historię związaną z nowotworem - NUT carcinoma. Zamieszczane posty będą dotyczyły mojej drogi przez chorobę - jakie były pierwsze objawy, jak rozpoznano u mnie ten nowotwór, kiedy postawiono diagnozę, co w międzyczasie się działo i jak wygląda moje leczenie oraz życie codzienne z tym związane.
Kiedy to wszystko się zaczęło? Był to początek lutego 2022 roku. Jako wesoła studentka dwóch kierunków biegałam między uczelniami realizując swoje plany na życie. Nie chorowałam, prowadziłam w miarę zdrowy styl życia - 7-8h snu, jedzenie własnoręcznie przygotowanych zdrowych posiłków, wieczorami tańczyłam zumbę albo uprawiałam jogę. Tak czy siak - okaz zdrowia. Mimo tego - zaczęłam odczuwać zmęczenie. Problemem stawało się dla mnie wchodzenie po schodach. Pomyślałam sobie "przecież nie straciłam AŻ tak formy, to niemożliwe". Dodatkowo odczuwałam niemiarowe bicie serca i duszność przy większym a później już przy umiarkowanym wysiłku. Zapisałam się więc do lekarza rodzinnego i dostałam skierowanie na RTG płuc. Jak najszybciej się zapisałam i uzyskałam opis prześwietlenia z dopiskiem "do wyjaśnienia w TK".
Po zapisaniu się na tomografię komputerową (na marzec bo wcześniej nie było terminów) czekałam... ale nie doczekałam. Pewnego dnia na wieczór zaczął boleć mnie okrutnie kark po lewej stronie. Ból nie dawał się zbyć lekami przeciwbólowymi, masażami, uciskami, maściami - niczym. Co więcej, stawał się coraz silniejszy i promieniował do lewej ręki. Pojawiła się też gorączka. Dołączyło do tego uczucie pieczenia za mostkiem - mam zawał?! jestem za młoda na zawał. Mój ówczesny narzeczony zabrał mnie do szpitala na SOR.
Na SORze kolejka - czekanie 3h na przyjęcie. Po przyjęciu - "to na pewno COVID - do izolatki dopóki nie będzie wyniku z krwi". Przeleżałam spokojnie kolejną godzinę, podano mi kroplówki etc. Test wyszedł negatywny. Pobrano mi znowu krew, sprawdzili poziom kreatyniny i skierowano mnie na TK z kontrastem. Po badaniu przyszła do mnie Pani Doktor i powiedziała:
"myślałam, że wypuścimy Cię do domu bo pewnie masz ostre zapalenie płuc, damy Ci leki i sio, nie zajmuj miejsca... ale niestety ma Pani ogromnego guza w śródpiersiu i przyjmujemy Panią bezzwłocznie na oddział torakochirurgii".
O dziwo przyjęłam to wszystko ze spokojem. Nie ma co siać paniki. Jedyne co mi zostało to powiadomić bliskich (to było dla mnie najtrudniejsze - po co dodawać im zmartwień?), dać wskazówki narzeczonemu co do rzeczy, które ma mi spakować i iść na oddział.
I tak zaczęła się moja historia :)
I tak zaczęła się moja historia :)
CDN.
Komentarze
Prześlij komentarz